niedziela, 1 października 2017

A fe, październik!

Zacznijmy od tego, że mamy październik i to napawa mnie takim przerażeniem, że zawinęłabym się w kołdrę jeszcze bardziej niż zwykle i już przenigdy nie wychodziła z łóżka. To się nazywa depresja studencka. Poniżej piosenka motywująca dla wszystkich studentów.
No, to zmiana tematu. Zwykle uznaje się Facebook za aplikację  jedynie marnującą czas. Cóż, dzisiaj chcę ją nieco zrehabilitować, ponieważ uratowała mi trochę życie. Jeśli potrzebuję jakiejś informacji, zamieniam się w istne FBI. Co nie jest trudne, bo większość ludzi publikuje wszystko publicznie, a zdarzą się i tacy, że można spisać całe ich menu i grafik życia. Ostatnio mnie to uratowało. Wiecie, już się nastawiałam na próby zagadania do Pana Mango, już przeszłam z nim na "ty", zapominając się przedstawić. Ale (całe szczęście!) czułam potrzebę upewnienia się, że "teren jest czysty". Okazało się, że Pan Mango jest zajęty. No trudno. Trzeba złożyć broń.
Ale nie ma tego złego! Co zyskałam? To, że udało mi się chociaż trochę przełamać, że nawiązałam rozmowę z całkowicie obcym dla mnie facetem. A jednak płeć przeciwna zawsze bardziej onieśmiela, gdy ma się problemy z otwartością. Zrobiłam jakiś krok do przodu, bardzo nieporadnie i niezdarnie, ale to zawsze coś. I dzięki przeszukaniu połowy Facebooka nie popełniłam wielkiej gafy. Ach i jakby nie patrzyć, to jednak komuś się spodobałam, a to jest zawsze podbudowujące. Tak, zajętym facetom mogą się podobać inne dziewczyny. Ale dla tych prawdziwych, dojrzałych mężczyzn ich kobieta zawsze będzie tą najlepszą. Tylko Panowie Dupkowie lecą za każdą ładną dziewczyną, którą spotkają na swojej drodze. Nie ma co takimi się przejmować ;)
Zasadniczo to jestem świeżo po ślubie kuzynki (niby tak naprawdę siostra cioteczna, ale u mnie nikt się nie pierdoczy z takimi nazwami i są po prostu kuzyni i kuzynki), na którym byłam świadkiem. Takich rzeczy się nie odmawia, a wierzcie mi, dla mnie taka funkcja jest tak przerażająca, że przez ostatnie dwa tygodnie jęczałam ciągle, jak to bardzo nie chcę tam iść (choć i tak czuję się bardzo wyróżniona i cieszę się, że moja ulubiona kuzynka właśnie mnie wybrała). Pewnie część z Was tego nie zrozumie, ale co tam. To jest #piekłointrowertyka. Siedzenie na środku kościoła. W tym kościele sryliard ludzi, a ja jestem jak na świeczniku. Widoczna non stop. Kamerzysta, fotograf. W głowie już jest wizja tego, jak okropnie będzie się wyglądać na filmie i zdjęciach, bo ze stresu usta ściągnięte, to spojrzenie przed siebie i generalnie się wie, że w takich sytuacjach wychodzi się jak worek kartofli, nieważne, czego by się nie zrobiło, by pięknie wyglądać. Niezróbnicgłupiego-niezróbnicgłupiego. Ale te kamery! Najgorsze. A jako świadek musi się być na filmie i to gdzieś bardziej z przodu niż z tyłu. Brr.
A wesele? O matulu. Ci wszyscy wujkowie, którzy chcą zatańczyć. W ogóle... Ci wszyscy nieznajomi ludzie. Znałam tam trochę rodziny od strony panny młodej, dwie jej przyjaciółki, które poznałam na wieczorze panieńskim... A tak to nie znałam ludzi w ogóle lub oni znali mnie, a ja ich nie. Nieswojotonina tak wzrasta, że dostaje się gorączki i trzeba ją zbijać winem. No, przyznam też, że w moim wypadku brak takiej bliskiej osoby u boku też sporo utrudnia. Nieswojotonina rośnie razy dwa, bo inni mają parę, a ja nie. A to znaczy, że znowu czymś się wyróżniam z tłumu. Tak, naprawdę dla mnie to jeden wielki stres. Nie żartuję. Te palce na klawiaturze nie kłamią.

2 komentarze :

  1. Mnie ta akcja ze ślubem i weselem czeka za 2 lata i się nie wymigam, bo to impreza siostry. Ale chociaż nie będę świadkiem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle dobrego! To spore wyróżnienie, ale dla introwertyków podwójny stres O.O Ale jak trzeba, to trzeba :)

      Usuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka