Miałam zajęcia na 13:15, więc postanowiłam pójść rano na siłownię, po niej coś zjeść i zawrócić na zajęcia. Cudem wygramoliłam się z łóżeczka. A tak mi było milusio, cieplusio... No, ale trzeba. Wstałam, ogarnęłam się i wyszłam. Uwaga, macie poniżej bardzo prowizoryczną mapkę, dla lepszego zobrazowania:
Poszłam na przystanek A. Padało, wiało zimnem, generalnie to wiało złem. A deszcz jeszcze taki, wiecie, drobne krople, ale okropnie zimne, dużo ich i takie wbijające się jak igiełki. Masakra. To mi przypomniało, jak mi dobrze było w łóżku. A Autobus 1 się spóźnił. Ale dobra, ważne, że przyjechał, w końcu zdarza mu się zapominać, że musi przyjechać... Znalazłam sobie miejsce przy oknie, położyłam na szybie główkę i już się rozkoszowałam muzyką i ciepełkiem, przysypiając... Dojeżdżając na przystanek E nagle zerwałam się z przerażeniem. Przeszukuję torbę. CHOLERA. Zapomniałam przepakować portfel. Szybka analiza. Nie kupię wody, a bez wody nie przeżyję siłowni. Nie przeczekam do zajęć, bo miałam tylko jedną kanapkę i padnę do powrotu do domu. Ty byś nie padł/nie padła, domyślam się. Ja muszę często jeść, bo mam silne spadki cukru. W przeciwnym wypadku i zasypiam albo mdleję wtedy... Tak, jestem zdrowa, badałam się. Ot, taka przypadłość rodzinna. Po pobraniu krwi też zawsze mdleję. Wracając do tematu. Wysiadam.
źródło prawy górny róg |
źródło: playing2lose.wordpress.com |
Dojechałam na siłownię, kupiłam wodę. To była tzw. Siłka Express. Cieszyłam się, że trener siłowniany mnie nie poznał (bo Rudej nie było przy mnie) i się nie odezwał. Wygrana dnia numer dwa. Jakaś niuńka dosiadła stepper przy mnie (specjalnie zmieniła z jednego na drugi, nie dezynfekując pierwszego...) i ustawiła sobie idealnie tyle, by mieć o poziom wyżej niż ja. To była jedna z takich kobiet, które mają pełen makijaż twarzy, jakby szły na jakąś galę, a nie na siłownię i właściwie to nie wiedzą, co mają do końca robić. Pójdą sobie na to, na tamto, co tam wpadnie... Bez większego planu, po prostu, by było, że były na tej siłowni i COŚ robiły. Dobrze, że jak nie ma Rudej, to mam przenośną Rudą w telefonie i zawsze wiem, co robić. Tylko trzeba uważać, co jej się napisze... Dzisiaj przez to dostałam ćwiczenie gratis. Dzięki, Ruda. Cieszę się, że chociaż zdałaś, bo chyba całe moje dzisiejsze szczęście poleciało na to zdawanie. Doceń to poświęcenie i nie dawaj mi ćwiczenia więcej kolejnym razem... Najważniejsze, że zdążyłam na zajęcia. I nie cierpię dzisiejszego dnia.
Trzecia wygrana dnia: 300 kcal, ćwiczenia ABS i jedno na nogi (karne...)