wtorek, 2 sierpnia 2016

Klatka

Cześć, to znowu ja. Znowu przyszłam ponarzekać na życie. Ale po co przedłużać, szkoda marnować czas na ceregiele, kiedy można narzekać.

Ostatnio czytałam wyznanie (tak, czytam Anonimowe i inne takie) o dziewczynie, która jest introwertyczką. Jej mama tego nigdy nie rozumiała, zawsze chciała, by była jak córka jej koleżanki, która miała naturę "amerykańskiej cheerleaderki" (tak ją określiła autorka, dla przybliżenia jej usposobienia). Na jakiejś imprezie u tejże koleżanki, nasza cheerleaderka oczywiście bardzo ochoczo spędzała czas z innymi dzieciakami i wpadli na pomysł uczenia szczeniaczków pływania. Wrzucili biedne małe stworzonka do wody i ze śmiechem patrzyli, jak te biedactwa się topią. Nasza główna bohaterka próbowała do nich dojść, krzyczała, żeby je wyłowili, ale ktoś ją przytrzymywał. W końcu udało jej się uratować szczenięta, ale że dorośli się zbliżali, to cała grupka dzieciaków wmówiła im, że to ona chciała je utopić. Matka od razu uwierzyła swojej ulubionej cheerleaderce, dziewczynie idealnej, a nie córce. Natomiast pani weterynarz od razu uwierzyła dziewczynie, ponieważ tylko ona później interesowała się losem zwierzaków i przy nich czuwała.

źródło: internet

Wbrew pozorom wcale nie przytoczyłam tego wyznania by rozmawiać o tym, komu wierzy matka, a komu powinna. Ale o tym, że rodzice często nie rozumieją natury własnych dzieci i nie chcą zrozumieć. Mam podobną sytuację w domu.

W domu tylko ja jestem introwertyczką. Zarówno rodzice jak i moje rodzeństwo zawsze lubili towarzystwo innych ludzi, zabawy, różne grupowe wypady. Wszyscy z nich regularnie chodzą i organizują imprezy ze znajomymi. Ja jestem inna i oni tego nie potrafią zrozumieć ani zaakceptować. Słyszę często, że jestem nudna, rozmemłana, bez energii. Narzekają, że siedzę tyle w swoim pokoju, że jestem za mało towarzyska, że za mało czasu z nimi spędzam, że za mało się angażuję w spotkania z ich znajomymi. Narzekają, że powinnam wyjść, na imprezę, na piwo ze znajomymi. Kiedyś ciągle słuchałam, podobnie jak autorka wyznania, że powinnam być jak moja koleżanka z klasy, bo ona taka przebojowa dziewczyna jest.


źródło: internet

Obecnie w domu, kiedy jestem studentką, czuję się jak w klatce. Wiem, to dziwne, bo według niektórych sama się zamykam w klatce, czyli w moim pokoju. Jednak prawdziwą klatkę mam teraz. Jestem zmuszana to jedzenia każdego możliwego posiłku na dole, przy stole, nawet jeśli tylko ja coś jem, a oni są zajęci swoimi sprawami i nawet nie ma ich w jadalni, żeby być "bliżej nich". Jestem zmuszana do zostawiania drzwi uchylonych, nie zamkniętych, bo po co komu odrobina prywatności bez patrzenia na ręce. Jestem zmuszana do spędzania z nimi czasu. Nie, nie przekonywana, nie sprawiają, by chciało mi się z nimi spędzać czas. Oni zmuszają, wszystko na siłę. To nie jest tak, że nie chcę wcale spędzać czasu z rodziną. Chcę i spędzam, ale nie w tak aktywny sposób, jak by oni tego chcieli. Nie chcę być zmuszana do spędzania z nimi czasu i to sprawia, że czuję się przy nich jeszcze gorzej i tym bardziej nie mam ochoty na niczyje towarzystwo.

źródło: internet

Ludzie nie rozumieją często, że ktoś może być introwertykiem. Nie rozumieją, że to nie jest choroba, którą można wyleczyć. To jest po prostu natura człowieka. Ekstrawertycy narzucają często swoją naturę introwertykom, bo myślą, że to jest coś, co można zmienić, jeśli się zechce. Nie rozumieją, że tego się nie zmieni i zmuszaniem introwertyka do zmiany swojej natury sprawiają jedynie, że rośnie między nimi bariera. Z introwertykiem można spędzać miło czas, można nawiązać z nim silną relację, ale przede wszystkim trzeba zaakceptować jego naturę, zrozumieć i nie zmuszać go do postępowania wbrew sobie. Introwertycy to naprawdę fajni ludzie, trzeba tylko chcieć ich poznać takimi, jacy są.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka