poniedziałek, 27 lipca 2020

Czy ekstrawertycy mają lepiej?

Myślę, że niejeden introwertyk pewnego razu uznał, że ekstrawertycy mają lepiej. Wielu na pewno tak myśli w tej chwili. Są i tacy, którzy na siłę starają się nimi być i wierzcie mi, nieszczęśliwi to ludzie, bo to nie jest kwestia chcenia. I ja wielokrotnie w swoim życiu przeklinałam to, jaką mam naturę i myślałam, o ile byłoby mi łatwiej, gdybym była ekstrawertykiem. Również sama wielokrotnie otrzymuję sygnały od społeczeństwa, jakby introwertyzm był wadą i należało go współczuć. Ba, mało tego! Słyszę, że powinnam się otworzyć, wyjść do ludzi. ...Serio?


I wiecie co? Nie ma absolutnie nic dziwnego, jeśli czujemy się gorsi jako introwertycy. Naprawdę. Powiem nawet więcej. Mamy prawo tak się czuć. Ale czy to nam pomaga? Nie. Jakby przyjrzeć się temu, jak wygląda dzisiejszy świat, cały ten szybki tryb życia... Nie macie wrażenia, że stworzyli go ekstrawertycy? To, co na co dzień nas przytłacza, ten pęd, wszędzie pełno ludzi, pełno zadań do wykonania... Szybko trzeba biec na tramwaj, po drodze zrobić zakupy, potem jeszcze załatwić to i tamto, uczelnia lub praca przytłacza ogromem obowiązków, a znajomi jeszcze naciskają, by wyjść z nimi na piwo, a może na imprezę do klubu, a może spotkamy się w kilka osób, pośmiejemy, pogadamy. A my? My mamy dość. Marzymy o tym, by wrócić do domu, do swojego bezpiecznego azylu i spędzić czas tylko z samym sobą. Czy w tym przypadku ekstrawertycy mają lepiej? Oczywiście! To ich świat, czują się jak ryby w wodzie. Ale! Oni tego potrzebują tak samo, jak my potrzebujemy psychicznego odpoczynku.

Spójrzmy na to z innej strony. To, co tworzy z nas introwertyków, to taka nasza wewnętrzna życiowa energia. Ruda* (shame on her, już nie jest ruda) to określa dobodźcowaniem. Ja to wytłumaczę tak... jesteśmy sami dla siebie takim źródłem energii. Jesteśmy dobodźcowani od środka, nie potrzebujemy otrzymywać bodźców, pobierać energii z zewnątrz, bo my już to wszystko mamy w sobie. Ot, taka magia, niewyczerpywalne źródło energii w nas samych. Ale ludzie, którzy nas otaczają, dźwięki, ruch, a nawet kofeina w kawie... to wszystko są bodźce, swego rodzaju energia, która nas, naładowanych samoistnie po brzegi, zwyczajnie przytłacza. Wyobraźcie sobie taką kulę energii otoczoną przez całą masę innych kulek, które na nią napierają. Aż się prosi powiedzieć słynne "Andrzej, to jebnie". No i racja. Może nie zobaczymy widowiskowej eksplozji, ale ta energia z nas ujdzie tak samo, jakby do niej doszło. Właśnie to dzieje się każdego dnia z introwertykiem narażonym na masę bodźców z zewnątrz. Wybucha. Ale po cichu. Musi zniknąć z pola pełnego kulek energii, by w magiczny sposób znów naładować się własną energią. W przeciwnym razie, jeśli ten nadmiar bodźców będzie przewlekły i ciągle będziemy w stanie cichego wybuchu... cóż, może to prowadzić nawet do depresji. Warto o tym pamiętać i nie tyle dawać sobie czas na naładowanie się, ile też dawać go znajomym introwertykom.


Co z tego wynika? Jeszcze nie wiesz? Wynika z tego to, czego może nam pozazdrościć każdy ekstrawertyk. Jesteśmy samowystarczalni. Można powiedzieć, że jesteśmy "tworem idealnym", bo sami z siebie naładowujemy się energią. Ekstrawertycy mają jej w sobie mniej, są mniej dobodźcowani od środka i to właśnie czyni ich ekstrawertykami. Potrzebują bodźców zewnętrznych, tych małych kulek energii, które nam wcale nie są potrzebne. Wiecie, takie wampirki. Nie, nie mylmy ich z wampirami energetycznymi, to inna sprawa. Ale fakt, czerpią swoją energię z otaczania się innymi źródłami energii. Dlatego właśnie tak dobrze odnajdują się w takim trybie życia i tryskają wtedy energią. Ale czy to znaczy, że mają lepiej? Nie. Bo to wszystko zależy. Oni lepiej sobie radzą w takich warunkach, a my lepiej w innych. Ekstrawertycy mogą wręcz rozpaczliwie łaknąć bodźców, kiedy my możemy stanąć obok i uśmiechnąć się szeroko, bo nam do szczęścia tych bodźców nie trzeba. I tak jak przewlekły nadmiar bodźców jest wyniszczający dla introwertyka, tak samo ich niedobór u ekstrawertyka również może doprowadzić do fatalnych skutków, w tym również depresji. Tak, jedziemy na tym samym wózku, tylko każde ciągnie w inną stronę, więc... spotkajmy się razem pośrodku.

Wierzcie mi, ja tam byłam. Tam, patrząc na swój introwertyzm jak na przekleństwo. Myśląc, że jestem gorsza, że jestem nieprzystosowana. Marząc, by magicznie po nocy obudzić się ekstrawertykiem. Ale takie myślenie nic nie zmienia, a jedynie czyni nas nieszczęśliwymi. Zamiast tego pomyśl lepiej "Hej, co się dąsasz, masz dar samoregenerującej się staminy!"... albo coś w ten deseń. Znajdź w sobie to nieskończone źródełko mocy i pomyśl sobie, ile możesz z nim zrobić. Sam. Sama. Możesz też nic nie robić. Usiąść w ciszy i cieszyć się zieloną trawą i powiewem wiatru, zwyczajnie cieszyć w spokoju tym, że żyjesz. Akurat do tego masz ogromne predyspozycje.

*Ruda (dla niewtajemniczonych) - moja przyjaciółka, która akurat jest psychologiem, więc niejednokrotnie ma swój wkład w część merytoryczną postów
Zdjęcia własne

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka