Dobra. Ktoś tam na pewno się stęsknił, tylko wstydzi się przyznać, więc piszę. Spoko, rozumiem. Też jestem nieśmiała (co akurat nie jest cechą każdego introwertyka!) i też bym się nie przyznała. No, więc słowa wstępu mamy za sobą.
|
źródło: internety |
Dawno tu nie zaglądałam i wydarzyło się dużo i jeszcze więcej. Z racji, że Dupek okazał się światowym dupkiem, to na weekendowy wyjazd rodzinny pojechała za mną Ruda. Nie wiem, czy to lepiej czy gorzej. Cóż, pozwoliła mi jeść, a to się ceni, bo jedzenie było najlepsiejsze na świecie (aż tak to nie, ale powiedzmy, że było). Ale nie za darmo. Myśleliście, że odpoczęłam? Co wy! Zostałam zaciągnięta na siłownię. Mówię Wam, nie jeźdźcie z takimi Rudymi na wakacje, bo tylko Was dodatkowo wymęczą. No i podnoszą poziom nieswojotoniny. Na przykład wyciąganiem na parkiet. To jest też sposób na "Jak zesztywnieć introwertyka w ciągu dwóch sekund". Jeśli potrzebujecie do czegoś to polecam parkiet z tańczącymi ludźmi. Działa zawsze. No, chyba że takiego odpowiednio upijecie wcześniej. Podsumowując, to i tak było świetnie i mimo tych cierpień cieszę się, że Ruda pojechała (ps. nie obrastaj w piórka). Streszczenie wyjazdu napisane, starczy.
|
źródło: internety |
Co do siłowni i fit-introwertyczki! Specjalnie zerknęłam ile wcześniej spalałam kalorii. Za pierwszym razem trochę ponad 200, później 300-400... ileś. Obecnie siłowniany cel to 500 kcal. Poniżej tego nie schodzimy, Ruda zabroniła. I pewnie wkrótce będzie ta wartość rosła. Fajnie, bo widać dzięki temu, że naprawdę robi się postępy. Ciężary też powolutku idą w górę, zależy też jakie partie ciała, bo nogi zawsze miałam silniejsze od rąk i brzucha (chyba wiele ludzi tak ma). I nadal nie umiem jetpacka. Serio. Spadam w dół. Nie wiem, jak to robię. Ruda też mnie nie ogarnia. Co zrobić?! A samopoczucie? Przyzwyczaiłam się. Co prawda, nadal wchodzę ze spuszczonym wzrokiem, ale po chwili go podnoszę i już się aż tak nie przejmuję. Problem pojawia się wtedy, gdy coś nie idzie albo mam robić coś innego niż do tej pory. Wtedy nieswojotoninka rośnie... Niestety. Ale... Moi drodzy Introwertycy. Specjalnie dla Was przetestowałam obiekt "siłownia". Możecie chodzić. Nie gryzie. No, może czasem. Ale da się przyzwyczaić. A drogim Introwertyczkom dodam, że chodzą tam często prawdziwi przystojniacy ;) Cóż... No dobra, nie ukrywam, tacy
Panowie Cudowni są największą motywacją. Polecam.
|
źródło: internety |
Właśnie. Jeśli chodzi o facetów... Rozglądamy się. Z Rudą, bo Ruda zawsze daje cynk (Zn?!), gdzie widziała kogoś idealnego dla mnie. Raz dostałam nawet szczegółowy opis dojścia do jednego. W skrócie "za tym, obok tego, za taką kamienicą, przy takim stoisku, wygląda, jakby potrzebował przytulenia". No, fajnie. Dzięki, Ruda. Oczywiście jeszcze mam się uśmiechać. A uśmiechanie się to dla mnie problem. Tacy jak ja nie uśmiechają się jak takie Rude do każdego napotkanego człowieka. Nie to, że nie mam humoru albo jestem ponurą osobą. Ruda może potwierdzić, że jestem walnięta w środek
musku (o ile jeszcze go mam). Ale ja po prostu nie umiem się uśmiechać do świata, bo tak, bo ładna pogoda, nowy dzień, bo fajnie mieć dobry humor. Tym bardziej, że zwykle jestem myślami totalnie gdzie indziej i ani mi w głowie się uśmiechać. A już w ogóle do jakiegoś fajnego faceta. To wygląda tak:
Co mówi Ruda: Uśmiechnij się!
Co ja myślę: Dobra. Spójrz i się uśmiechnij. Przecież umiesz się uśmiechać, prawda? Umiesz. Żadna filozofia. No, już teraz, zrób to!
Co ja robię: Spuszczam/odwracam wzrok w zupełnie inną stronę, udając, że wcale się w tego jegomościa nie wgapiałam 5 sekund temu.
Co robi Ruda: Z głośnym plaskiem uderza dłonią o czoło.
Myślę, że na tym miłym akcencie mogę skończyć.