piątek, 5 października 2018

Mążona

Zdałam sobie sprawę, że założyłam ten blog już całkiem dawno i od pierwszych postów naprawdę wiele się tutaj zmieniło. Moje podejście do wpisów. Ja. Moje postrzeganie niektórych spraw. Jest jeden post, który chcę "naprawić". Tak, tutaj, teraz. A więc zaczynajmy. Hej, przygodo! (Co...?)

Kiedyś powstał post o przyjaciółce ekstrawertyczce. To było bardzo dawno temu i nieprawda. No, naprawdę. Dzisiaj wiem, że nie miałam wtedy pojęcia o tym, kim jest prawdziwy przyjaciel. Ja w ogóle kiedyś nie miałam za bardzo pojęcia. Obecnie też z tym ciężko... przeważnie. Ale okazuje się, że pojęcie jest plastyczne, zmienia się i można je zdobyć. Serio mówię. Ja zdobyłam pojęcie co do przyjaźni. I dzisiaj ciężko mi nazwać tamtą "przyjaciółkę" przyjaciółką. Bo bardzo wiele zmieniło się od tamtej pory. Ale przede wszystkim... pojawiła się w moim życiu Ruda.


Tak to jest, że rudzi ludzie potrafią namieszać. Ania Shirley była ruda i ten, kto ją raz poznał, nigdy jej nie zapomniał. Odcisnęła swój rudy ślad we łbie i niczym się tego cholerstwa nie pozbędziesz. Ruda jest jak taka Ania. Farbowana. Ale kto by patrzył na szczegóły... Rudość to stan umysłu, każdy powinien to wiedzieć (chociaż nadal nie jestem pewna, czy Ruda ma bardziej rudy czy blond umysł). Ruda obecnie jest tak samo stuprocentowym ekstrawertykiem jak ja introwertykiem. Tak przynajmniej wyszło w teście, choć nie był on tym najbardziej zaawansowanym testem psychologicznym. Wyniki z pewnością są trochę błędne, ale nie zmienia to jednego istotnego faktu - jesteśmy zupełnie inne. I, jak się okazuje, nie tylko w kwestiach "wertyzmu".


Czasem się zastanawiam, jak to możliwe, że w ogóle się przyjaźnimy. Szczególnie wtedy, kiedy wymiana totalnie przeciwnych zdań przemienia się ostrą dyskusję, niekiedy też kłótnię. A tu jest pierwsza różnica. Ruda nie lubi się kłócić i woli tego unikać. Bardzo szlachetne podejście, jednak ludzie... no właśnie, ludzie są różni. Ja również nie lubię się kłócić, ale (mimo mojej niby zamkniętej i niby spokojnej natury) jak się wkurzę, to chyba tylko nadprzyrodzone siły mnie powstrzymają. Jak już nazbierają się w moim wnętrzu emocje, to muszę je wyrzucić. I to do końca, w innym przypadku wyrzucę je przy innej okazji skumulowane dwa razy bardziej, co nie jest fajne. Jak widać, introwertyk może na pierwszy rzut oka wydawać się niepozorny, a jednak, uwaga... MAMY EMOCJE. Wow! Eureka, nie? Mamy emocje i tak samo musimy je z siebie wyrzucić jak każdy inny człowiek. Czasem nawet bardziej musimy je wyrzucić niż niejeden ekstrawertyk. A przynajmniej przy osobach, przy których już się do pewnego stopnia otworzyliśmy. Bo przeważnie tylko przy nich możemy z siebie bez oporów wszystko wyrzucić.


Każda z nas ma trudne zadanie - wytrzymanie z tą drugą. Bywa, że obie się zastanawiamy, jakim cudem to robimy. Bywam bardzo trudną osobą z perspektywy Rudej, a ona bywa trudną osobą z mojej perspektywy. Tylko na inne sposoby. Wkurza mnie, narzekam na nią, przewracam oczami, wzdycham ciężko i odliczam do dziesięciu, by nieco wyluzować. Czasem rzucam telefon na łóżko (szkoda telefonu) z zamiarem nie odzywania się jakiś czas. Szczególnie, że normalnie uwielbiam spędzać z Rudą czas i jej towarzystwo nie męczy mnie tak jak towarzystwo innych, a jednak zdarza się, że i ona mnie przytłacza. Nic dziwnego - w końcu jest skrajnie przesunięta w pewnych względach w inną stronę niż ja. A ona? Doskonale wiem, że nieraz próbowała mnie udusić w myślach. Vice versa, rudzielcu.

Teraz można się zacząć zastanawiać, na czym trzyma się taka przyjaźń. Coś nas jednak łączy. I raczej się nie pomylę, mówiąc, że to wspólna pasja stała główną podstawą fundamentu. Pasje mają to do siebie, że łączą ludzi. Wręcz wiążą. Są to bardzo mocne wiązania. Trudno je ostatecznie trachnąć. Ale oczywiście poza tym jest pełno innych rzeczy! Do tej pory nie możemy dojść do tego, która jest poryta, a która poryciejsza. Jednak powinni kiedyś zrobić film o nas. Poryta i poryciejsza. Prawie jak Głupia i głupsza. Chyba musk, czy też jego brak, łączy ludzi. Być może to jest połączenie wieczne. Obawiam się, że tak.


My z Rudą to jest takie hate-love. Momentami naprawdę siebie wręcz nienawidzimy, ale jednocześnie kochamy tak mocno, że nie wyobrażamy sobie, by ta druga miała zniknąć z naszego życia. Na nikim innym nie mogę tak polegać jak na Rudej. Z nikim innym tak bardzo nie tarzam się ze śmiechu. Nikt inny tak bardzo nie doprowadza mnie do szału. Nikt inny nigdy w moim życiu nie wkładał tyle serca w to, by dzień moich urodzin był wyjątkowy, nawet jeśli nie obchodzę ich zbyt hucznie a niekiedy praktycznie wcale ich nie obchodzę. Nikomu innemu nigdy aż tak bardzo na mnie nie zależało jak jej. Nikt inny do tego stopnia nie akceptował mnie takiej, jaką jestem. I nikomu innemu nie mogę powiedzieć wszystkiego, co tylko wpadnie mi do głowy. I można tak wymieniać do rana, ale po co. Dobra. Jeszcze jedno. Nikt inny mnie tak nie dokarmia. Jedzenie to ważna rzecz w przyjaźni. To zawsze ważna rzecz. Raz usłyszałam, że jesteśmy jak stare, dobre małżeństwo. I wiecie co? To jest prawda. Jesteśmy jak stare, dobre małżeństwo. Tyle że nas łączy miłość przyjaciela. Bezwarunkowa, bezinteresowna miłość przyjaciela, w której najwyraźniej różnice bardziej są dozwolone niż w przypadku miłości-miłości (Miłość to chemia, nie fizyka, więc porzućmy słynne stwierdzenie, że przeciwieństwa się przyciągają. Przyciągają. I tyle. Nic poza tym. Szczególnie, że podobne rozpuszcza się w podobnym. A mieszaniny jednorodne rozdziela się ciężej niż niejednorodne. Dążmy do bycia mieszaniną jednorodną (jednością) z partnerem. Da bum tss.).


A więc tak. Rudzi mieszają w życiu. Myślałam, że mam pojęcie o przyjaźni, że miałam cudownych przyjaciół, ale okazało się, że zwyczajnie nie doznałam nigdy miłości przyjaciela. A do tej niekiedy trzeba również dojrzeć. Jak się jej dozna, to się wie, że wszystko, co było przedtem, było tylko namiastką. A już szczególnie takie "przyjaźnie", które zostały porzucone przez tę drugą stronę... bo tak. Bo znalazł się ktoś, z kim "przyjaźń" się bardziej "opłaca". Miłość przyjaciela nie zna interesów, oczekiwań, warunków. Nie zna też czasu. Ona jest pomimo wszystko, ponad wszystko, z powodu, bez powodu i nadal będzie, pozostanie. Życzę wszystkim -wertykom miłości przyjaciela.

Ruda, moja mążono, wiedz, że Cię kocham i nienawidzę zarazem. Pijmy razem herbatę i piszmy wspólną, najgłupszą komedię świata, z moherowymi beretami na siwych łbach.

(Zdjęcia i obrazki nieznanego autorstwa, wszystkie ze strony stylowi.pl)

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka